Jak poinformował rzecznik PGE Dystrybucja Białystok Andrzej Piekarski, udało się przywrócić zasilanie odbiorców m.in. w Siemiatyczach, gdzie całe miasto było bez prądu. Przed południem udało się też uruchomić ponownie główną linię energetyczną zasilającą region, wyłączoną od rana wskutek awarii.
Według informacji Piekarskiego, najtrudniejsza sytuacja jest nadal w południowo-wschodniej części województwa podlaskiego, zwłaszcza wokół Bielska Podlaskiego. Awarie są też m.in. w okolicach Łomży. Wszędzie pracują ekipy energetyków, ale na razie nie wiadomo, czy wszystkie uszkodzenia uda się naprawić jeszcze w środę.
Podlascy strażacy zanotowali ponad ćwierć tysiąca zdarzeń związanych z silnym wiatrem, głównie wyjazdów do powalonych na drogi drzew. Uszkodzonych zostało siedem budynków i osiem samochodów, ale nikt nie doznał obrażeń. Policja nie zanotowała poważniejszych wypadków.
Meteorolodzy informują, że opady śniegu w tej części regionu mogą utrzymywać się przez cały dzień, temperatura utrzymuje się na poziomie 2-3 stopni Celsjusza. Wiatr w porywach może osiągać 90 km/h, lokalnie powodując zawieje śnieżne.Premier: panujemy nad sytuacją
Premier Donald Tusk zapewnił, że służby panują nad sytuacją zaistniałą po załamaniu pogodowym i w miarę możliwości naprawiają szkody. Poinformował, że co trzy godziny otrzymuje szczegółowe raporty z działań służb energetycznych i straży pożarnej."Sytuacja, bardzo dramatyczna i przykra z punktu widzenia rodzin, które czasowo nie mają prądu, jest sytuacją, nad którą panujemy" - oświadczył Tusk na konferencji prasowej.
Jak dodał, problemy mogą się utrzymywać jeszcze kilkanaście godzin, ponieważ "prognozy nie są dobre, jeśli chodzi o wieczór i noc". Zaznaczył jednak, że do czwartku sytuacja powinna się poprawić, co będzie oznaczało większą skuteczność pilnych napraw.
"Nie ma sytuacji określanej jako +black out+, nie ma wielkiej awarii w centrum energetycznym czy elektrowni" - zapewnił Tusk. Jak zaznaczył, w kilku regionach Polski mamy do czynienia z dużą liczbą lokalnych zniszczeń, związanych z gwałtownymi opadami śniegu, deszczu i wichurami.
Według szefa rządu, najtrudniejsza sytuacja była w stacji Miłosna-Narew, która została niedawno naprawiona.
W związku z załamaniem pogody strażacy w całym kraju interweniowali już ponad 1300 razy, usuwając z dróg i ulic połamane konary drzew, wypompowując wodę z piwnic, umacniając wały powodziowe. Liczba interwencji ciągle wzrasta, najgorsza sytuacja jest w województwach lubelskim, podkarpackim, mazowieckim i warmińsko-mazurskim.
Pewnych awarii nie da się uniknąć
Specjalista z dziedziny elektroenergetyki profesor Władysław Mielczarski uważa, że nie da się uniknąć awarii w systemie energetycznym w przypadku nagłego i wczesnego ataku zimy, z jakim mamy obecnie do czynienia. Oddzielną sprawą są - w jego opinii - inwestycje w nowe moce wytwórcze i sieci przesyłowe, które w Polsce są niewystarczające."Tak nagły i wczesny atak zimy zdarza się raz na kilka lat, liście oblepione śniegiem obciążają kable i tu awarii nie da się uniknąć" - ocenił w rozmowie z PAP prof. Mielczarski z Politechniki Łódzkiej. W jego ocenie w obecnej sytuacji ważne jest sprawne usuwanie uszkodzeń.
W związku z załamaniem pogody strażacy w całym kraju interweniowali już ponad 1300 razy. W środę nie działała przez kilka godzin linia przesyłowa zarządzana przez PSE Operator: Miłosna pod Warszawą - Narew k. Białegostoku (o napięciu 400 kV), a przez godzinę linia Miłosna - Ostrołęka (220 kV) - podał rzecznik PSE Operator Dariusz Chomka. Jak zapewnił, po godz. 16.00 linie funkcjonowały już normalnie. Wyłączenia dotknęły też kilka innych linii przesyłowych, ale były krótkotrwałe - po kilka minut. Zarówno dłuższe, jak i krócej trwające przerwy w pracy sieci przesyłowej nie spowodowały ograniczeń dostaw do odbiorców - zaznaczył Chomka.
Premier Donald Tusk zapewnił w środę, że nie mamy do czynienia z "blackoutem", czyli wielką awarią w centrum energetycznym czy elektrowni, chociaż sytuacja jest "bardzo dramatyczna i przykra z punktu widzenia rodzin, które czasowo nie mają prądu". Dodał, że co trzy godziny otrzymuje szczegółowe raporty z działań służb energetycznych i straży pożarnej.
"Inną kwestią są potrzebne inwestycje w nowe moce wytwórcze i sieci przesyłowe, które w Polsce są niewystarczające" - zauważył Mielczarski.
W środę Najwyższa Izba Kontroli opublikowała wnioski raportu o restrukturyzacji elektroenergetyki w latach 2005-2008. W opinii NIK może się zdarzyć, że spółki elektroenergetyczne nie będą w stanie zapewnić ciągłości i niezawodności dostaw prądu. Przyczyną - według NIK - jest pogarszający się stan techniczny infrastruktury energetycznej i biurokracja, która przeszkadza budowaniu nowych sieci.
"Do 2020 roku powstaną jeden, może dwa nowe bloki energetyczne w elektrowni w Bełchatowie i w elektrociepłowni w Częstochowie" - ocenił Mielczarski. W jego ocenie, do inwestycji zniechęci unijny pakiet energetyczno-klimatyczny, który pozbawia nowe elektrownie prawa do darmowych pozwoleń na emisję CO2 po 2012 roku. "Darmowymi pozwoleniami strzeliliśmy sobie w nogę" - podkreślił.
Unijny pakiet energetyczno-klimatyczny służy m.in. obniżeniu emisji CO2 w UE o 20 proc. do 2020 roku. Kompromis w jego sprawie osiągnięto na szczycie w Brukseli pod koniec ubiegłego roku. Funkcjonujące obecnie elektrownie będą miały w latach 2013-2019 prawo do otrzymywania pewnej części darmowych uprawnień do emisji dwutlenku węgla. Nowe elektrownie będą miały takie uprawnienia pod warunkiem, że ich budowa rozpoczęła się przed końcem 2008 roku; a połowie 2011 roku otrzymają pozwolenie na emisję CO2 (Polska negocjuje aby było to zezwolenie na udział w handlu emisjami).
Jako rozpoczęte przed końcem ubiegłego roku resort gospodarki zaliczył inwestycje o łącznej mocy ok. 10 tys. MW, które mogłyby zostać ukończone przed 2015 r. Większość planowanych mocy opartych jest na węglu.
Zdaniem Mielczarskiego, do inwestowania w nowe sieci przesyłowe i modernizację starych zniechęcają z kolei niskie opłaty przesyłowe i biurokracja. "Regulator (URE), chcąc chronić odbiorców prądu, utrzymuje niskie opłaty przesyłowe przez co PSE i operatorzy sieci dystrybucyjnych nie mają wystarczających środków na inwestycje" - powiedział. "Z kolei nadmierna biurokracja, konieczność wykonywania czasochłonnych studiów wykonalności i analiz oddziaływania na środowisko zniechęca do planowania nowych połączeń elektroenergetycznych" - podkreślił.
Wskazał też na problem z tzw. prawem drogi. "Polskie przepisy są tak skonstruowane, że właściciel gruntu może się zwyczajnie nie zgodzić na przebieg linii energetycznej przez jego działkę. Nowe przepisy prawa energetycznego czekają w Sejmie na uchwalone" - zaznaczył.pap, keb